6 sty 2016

Happy new year - Zico




 Hej, hejka chciałabym przedstawić wam mój scenariusz, z którego nie jestem w pełni zadowolona, ale nie mnie to oceniać. Napisałam go na wcześniejsze zamówienie mojej przyjaciółki Oli, która biasuje tego oto pana.  Jest to zwykła- niezwykła historia o nieznajomym eskimosie. xD 
    Za wszelkie błędy przepraszam.   


                                                I hope you like it 







Happy new year.





Zima była twoją ulubioną porą roku. Lubiłaś wycieczki górskie i zwykłe zabawy w śniegu z grupką nowo zapoznanych ludzi. Byłaś duszą towarzystwa, więc zawsze znalazłaś sobie małe grono znajomych, z którymi spędzałaś czas. Jak każdego roku miałaś zamiar udać się w góry. Kochałaś je. Było to twoją tradycją. Zawsze tydzień przed rozpoczęciem nowego roku miałaś zamiar udać się do górskiego kurortu, w którym relaksowałaś się oddzielając swoje ciało i umysł od codzienności.
Droga dłużyła ci się niemiłosiernie. Nie mogłaś się doczekać, kiedy w końcu poczujesz to rześkie powietrze. Niestety ze środka pociągu nie mogłaś poczuć zmieniającego się zapachu. Po wyjściu na przystanek od razu udałaś się do swojego drugiego „domu”.
- Dzień Dobry – powiedziałaś swoim melodyjnym głosem.
- Oooooooo _____ jak miło cię znowu u nas widzieć – przywitała cię starsza kobieta.
- Kamsahaminda – ukłoniłaś się, po czym podeszłaś do lady – poproszę ten sam pokój, co zawsze – skończyłaś.
 - Oczywiście. Zaraz ci przyniosę klucz – odchrząknęła ciepło.
Przyjęłaś kluczyk od ekspedientki i udałaś się do swojego pokoju. Gdy poczułaś ten znajomy zapach drewna zaciągnęłaś się odrobinę, po czym rzuciłaś się na łóżko. Dojechanie do tego miejsca nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy, ale czego się nie robi dla własnych przyjemności? Leżałaś tak chwilę wypatrując jakiejkolwiek zmiany w wystroju pomieszczenia, ale niczego nie znalazłaś. Niechętnie zwlekłaś się z łóżka i zaczęłaś rozpakowywać swoje rzeczy. Zaledwie dwadzieścia minut później miałaś już wszystko idealnie poukładane.
Po dwóch dniach czystego lenistwa postanowiłaś w końcu wybrać się na wycieczkę. Zjadłaś śniadanie rozkoszując się domową atmosferą panującą w tym miejscu. Właśnie to najbardziej tam lubiłaś, tę miłość i ciepło buchające od wszystkich ludzi. Z uśmiechem na twarzy oddałaś klucz ekspedientce i pożegnałaś się z nią wychodząc na świeże powietrze. Kiedy poczułaś chłodny powiew wiatru na swojej skórze, przymknęłaś oczy wdychając go trochę. Robiąc pierwsze kroki po puchatej pierzynce okalającej ziemię do twoich uszu dostał się znajomy dźwięk gniecionego śniegu. Z każdym krokiem czułaś się coraz bardziej orzeźwiona i spokojna. Spacerowałaś tak górskimi ścieżkami wymijając się z dużą liczbą osób.
Szłaś powolnie po śliskim podłożu, aby nie spotkać się z zimną i mokrą ziemią. Pomimo twoich starań przechyliłaś się do tyłu plącząc się o własne nogi. Przymknęłaś powieki godząc się z faktem, iż obijesz sobie tyłek. Jednak, kiedy leżałaś na czymś, a raczej na kimś uświadomiłaś sobie, że wcale nie jest zimno, a wręcz przeciwnie. Ciepło buchało z każdej części ciała ogrzewając twoje zmarznięte ciało. Niespiesznie otworzyłaś oczy sprawdzając, kto jest twoim wybawcom. Ku twojemu zdziwieniu był to jakiś Eskimos w grubej kurtce z ogromnym kapturem zarzuconym na głowę. Wystraszyłaś się odrobinę. Zmieszana pospiesznie wstałaś z kolana mężczyzny i stanęłaś przed nim. Ten nie był ci dłużny i również się wyprostował dorównując ci wzrostem. Nie wiedziałaś, co masz zrobić, więc nerwowo szukałaś punktu zaczepienia, którym okazały się twoje buty. Chłopak widząc twoje zmieszanie ściągnął kaptur ukazując swoją twarz. Niepewnie podniosłaś na niego wzrok rozumiejąc zarazem, że nie jest Eskimosem, lecz zwykłym chłopakiem. Uśmiechnęłaś się do nieznajomego mówiąc.:
- Hej jestem ______ - powiedziałaś wyciągając rękę w jego kierunku.
- Woo Ji Ho miło mi, ale mów na mnie Zico – odwzajemnił uśmiech podając ci dłoń.
- Komawo….za tamto – jąkałaś się. Nie wiedziałaś, co się z tobą działo. Zawsze z łatwością przychodziła ci rozmowa z drugą osobą, ale wtedy miałaś wrażenie, że jak powiesz coś głupiego to będziesz tego później żałować.
- Nie ma, za co –odpowiedział równie miło spoglądając na ciebie – Może chciałabyś się przejść? – zaproponował.
- Z chęcią – pisnęłaś zadowolona. Kiedy usłyszałaś jego propozycję bardzo się ucieszyłaś, ponieważ gdzieś tam w środku czułaś, że nie chcesz się z nim rozstawać.
Szliście dłuższą chwilę nie odzywając się do siebie. Spoglądałaś na jego delikatnie zarysowaną szczękę i blond grzywkę, która odrobinę mu oklapnęła pod wpływem ciężaru grubego kaptura. Mimo tego i tak wyglądał zniewalająco. Nie mogłaś oderwać od niego oczy, wydawał cię się tak strasznie fascynujący, aż chciałaś poznać go bliżej. W pewnym momencie odwrócił głowę w twoją stronę krzyżując wasze spojrzenia. Nie uciekłaś przed tym. Próbowałaś odczytać z jego oczu wszystkie możliwe emocje, które wtedy odczuwał. Chwilę później opuścił głowę śmiejąc się pod nosem.
-, Co cię tak bawi? – zapytałaś poważnie.
- Ty, jesteś naprawdę urocza. Nie sądziłem, że jestem na tyle przystojny, aby ciągle się we mnie wpatrywać.- odpowiedział spoglądając na ciebie.
- Mianhe – przeprosiłaś zlewając się bordowym rumieńcem.
- Aish. Przestań być taka słodka, bo jak nie to cukrzycy dostanę – zagroził żartobliwie.
- Ne, arasso – chrząknęłaś ledwo słyszalnie.
- Nie sądzisz, że powinniśmy już wracać? – powiedział wyrywając cię, z rozmyśleń.
- Dobrze – powiedziałaś z nutką zawodu w głosie, którą wyczuł.
- Nie przejmuj się. Spotkamy się jeszcze. Jestem tu do końca tygodnia.
- Chincha? Ja też – rzuciłaś uśmiechając się.
- To, co powiesz, żebyśmy spotkali się jutro w hotelu „Górskie szlaki”?
- Mieszkasz tam? – zapytałaś z nadzieją, ponieważ był to ten sam hotel, co twój.
- Ne, dlaczego pytasz?
-, Bo ja mam tam pokój – powiedziałaś zadowolona.
- To chodźmy razem – wyćwierkał przeskakując z nogi na nogę.
- Oke – zgodziłaś się a ten chwycił cię za rękę i poszliście w stronę hotelu. W momencie, kiedy jego dłoń dotknęła twojej wzdrygnęłaś się, co również spostrzegł posyłając ci ciepłe spojrzenie.
- To tak, żeby było nam cieplej – powiedział wskazując na wasze złączone dłonie.
Droga powrotna okazała się naprawdę przyjemna. Przez cały czas rozmawialiście ze sobą dowiadując się z każdym pytaniem czegoś nowego. Wpatrywałaś się w niego i chłonęłaś każde wymawiane słowo, tak jakby miało być ostatnim jakie usłyszysz z jego ust. Na szczęście nie było to jednostronna fascynacja. Zico również pragnął dowiedzieć się o tobie więcej i gdyby nie to, że dotarliście do celu to rozmowa nie miałaby końca. Weszliście do środka nadal trzymając się za ręce.
- Dzień dobry. Proszę o mój klucz – powiedział do ekspedientki.
- I mój przy okazji też – dopowiedziałaś.
- To państwo nie mają razem pokoju? – zapytała młoda kobieta patrząc się znacząco na wasze nadal złączone ręce.
- Ani!! – zaprzeczyliście jednocześnie puszczając się a kobieta pokiwała tylko głową i podała wam klucze.
-, Który masz pokój? – zapytał cię chłopak.
- Ja? MMmmmyyy ósmy a ty?
- Ja mam na ostatnim piętrze.
- Szkoda- opuściłaś głowę bawiąc się kluczami.
-, Ale nie smuć się, odprowadzę cię do pokoju bo się znowu wywalisz – zażartował pokazując ci rządek białych zębów.
- Ej! Nie jestem aż taka niezdarna – posłałaś mu lekkiego kuksańca w bok. On jedynie się zaśmiał i ruszył w stronę twojego pokoju. Prędko go dogoniłaś i szliście ramię w ramię. Kiedy staliście już przed drzwiami pokoju, zapadła między wami niezręczna cisza.
- To do zobaczenia jutro _____ - powiedział odrobinę zdezorientowany.
- Komawo za dzisiaj – rzekłaś, po czym stanęłaś na palcach i pocałowałaś go w policzek. Zico nie zdążył nawet nic powiedzieć, bo zanim zorientował się, co się stało, ty weszłaś już do środka. Zostawiłaś go na korytarzu trzymającego się dłonią za policzek. Po chwili przygryzł dolną wargę i pomyślał „Chyba naprawdę dostanę przez nią cukrzycy”, po czym udał się do swojego pokoju.
Leżałaś przekręcając się z boku na bok nie wiedząc, co masz ze sobą zrobić. Ciągle rozmyślałaś, co by było gdybyś nie poznała Zico. Pewnie czułabyś pewnego rodzaju brak coś rodzaju niewypełnionego miejsca w scenariuszu życia. Szczerze polubiłaś chłopaka i miałaś nadzieję, że spotkacie się kolejny raz znów przyjemnie spędzając ze sobą czas. W głowie widniał ci tylko jeden obraz a dokładniej uśmiech nowo poznanego, który zauroczył cię od samego początku. Dopiero wtedy zrozumiałaś, dlaczego nie potrafiłaś sklecić ani jednego normalnego zdania. Zauroczyłaś się. Wierzgałaś nogami po łóżku nie mogąc uwierzyć w to, co się wydarzyło. Czułaś jak twoje serce przyspiesza na samą myśl o chłopaku.
Obudziłaś się o 10: 00 rano. Lubiłaś sobie trochę pospać, a już w szczególności po tym, co wydarzyło się poprzedniego dnia. Kiedy tylko otworzyłaś oczy uszczypnęłaś się, aby sprawdzić czy to wszystko nie było tylko cudownym snem. Na szczęście poczułaś lekki ból i kamień spadł ci z serca. Poszłaś do łazienki, wzięłaś szybki prysznic i jak na skrzydłach wyszłaś z pokoju, aby udać się do bufetu. Ku twojemu zdziwieniu przed drzwiami stał nie, kto inny jak Zico.
- I jak się spało? – zapytał machając ci na przywitanie przed twarzą.
- Ach, hej, Dobrze a tobie?- odpowiedziałaś zamykając drzwi.
- Mmmmyy chyba też. Idziemy na śniadanie? Jestem strasznie głodny- przytaknęłaś na jego propozycję kiwnięcie głowy, po czym udaliście się na miejsce. Siedzieliście w bufecie czekając aż jedzenie, choć trochę wam ostygnie.
- Wiesz, co? Jutro przedstawię ci moją przyjaciółkę – powiedział próbując przełknąć gorący ryż. Pomimo tego, że skończył mówić zanim włożył ryż do buzi to i tak nie do końca zrozumiałaś to, co on powiedział. Przyjaciółkę? Dziewczynę? Ale jak to? Przecież to ty byłaś jego koleżanką i sądziłaś, że jeszcze jedna dziewczyna nie jest wam wcale potrzebna.
- Jak ma na imię? – próbowałaś przełknąć niesmak spowodowany informacją Zico.
- RaRa, bardzo ją kocham. Ona zawsze była ze mną, kiedy miałem ciężkie chwile i potrafi dobrze wysłuchać. Jest naprawdę taka zgrabna, pełna wdzięku a jej włosy są miękkie jak aksamit. Na pewno ją polubisz – skończył biorąc kolejny kęs jedzenia do ust.
- Tak…….. na pewno – chrząknęłaś cicho.
- To gdzie chciałabyś się dzisiaj wybrać? – zapytał nie zważając na to co powiedziałaś wcześniej.
- Sama nie wiem. Jak chcesz to możesz coś wybrać – powiedziałaś obojętnie dalej błądząc w myślach. Chciałaś wiedzieć, co ta dziewczyna ma w sobie, że Zico mówił o niej z taką pasją. Byłaś o nią zazdrosna, ale nie miałaś zamiaru pokazywać tego przy chłopaku.
- A co powiesz na sanki? Wiem, że to dziecinne, ale bardzo chciałbym tego spróbować – powiedział rumieniąc się.
- Jeszcze nigdy tego nie próbowałeś?- zapytałaś zdziwiona.
- Trochę głupio się przyznać, ale nie. Jakoś nigdy nie miałem okazji.
- To wielki czas. Zobaczysz, pokaże ci najlepsze miejsca na zjazdy.
- Trzymam cię za słowo – powiedział przełykając jedzenie.
Od razu po śniadaniu udaliście się na najwyższy stok, jaki tam znałaś. Zatarłaś ręce z podniecenia i spojrzałaś na twarz Zico. Nie wydawał się szczególnie zadowolony, kiedy spojrzał na dół.
- Jedziemy?- zapytałaś.
- Eeeeee, że ja mam stąd zjechać?- zapytał otwierając usta.
- Tak, chyba, że się boisz. Hyyym?
- Ani, tak tylko się pytam- powiedział kryjąc strach w głosie.
- W takim razie zjedź pierwszy – uśmiechnęłaś się do niego dodając mu otuchy.
- Oke – stęknął niepewnie.
Siedział na sankach chcąc się odepchnąć, ale w ostatniej chwili odwrócił się patrząc na ciebie szczenięcym spojrzeniem.
- _____ zjedziesz ze mną? – powiedział błagalnym tonem.
- Jasne – ucieszyłaś się i usiadłaś przed nim. Niespodziewanie chwycił cię w pasie. Wzdrygnęłaś się odrobinę, ale nic mu nie powiedziałaś.
- Gotowy? – zapytałaś z zamiarem zjazdu.
- Chyba tak – przytaknął niepewnie.
- Oke, to trzymaj się.
Odepchnęłaś się nogami początkując szybki zjazd. Kiedy poczułaś zaciskający się uścisk na twojej tali lekko się uśmiechnęłaś. Zjeżdżaliście już dłuższą chwilę śmiejąc się w niebo głosy. Czułaś jak zimne powietrze owiewa twoją delikatną twarz mrożąc twoje policzki. Chłopak po chwili krzyczał już razem z tobą uzupełniając wasze wzajemne szczęście. Gdy sanki się zatrzymały oboje opadliście na śnieg leżąc na sobie. Zico orientując się, iż przywiera do ciebie swoim ciałem zarumienił się, po czym pomógł ci wstać.
- Podobało ci się?- zapytałaś przerywając niezręczną ciszę.
- Tak, nie spodziewałem się, że to może być takie przyjemne.
- Widzisz, a ty się bałeś.
- Wcale nie!! – zaprzeczył – nie chciałem cię po prostu zostawiać tam samej- powiedział ratując swoją męską dumę.
- Powiedzmy, że ci wierzę – oznajmiłaś spoglądając na niego.
Cały dzień spędziliście na przeróżnych zabawach w śniegu. Robiliście aniołki trzymając się za ręce, lepiliście bałwana, z którym zrobiliście sobie zdjęcie. A najfajniejszą rzeczą, która miała miejsce to, rzucanie się śnieżkami. Uciekaliście przed sobą unikając ciosów śnieżną kulką. W pewnym momencie straciłaś Zico z pola widzenia. Nagle za twoimi plecami usłyszałaś zabawny krzyk chłopka coś w rodzaju „Aaaaaaa zaraz cię zjem”. Niespodziewanie objął cię od tyłu chowając swoją twarz w zagłębieniu twojej szyi.
- Berek – wtarłaś mu śnieżkę w twarz uwalniając się przy tym z jego uścisku.
- Aish, ty mała!- krzyknął zaczynając cię gonić.
Ganialiście się tak do momentu, w którym się nie wywaliłaś.
- Teraz cię mam - powiedział siadając na tobie okrakiem. Spoglądaliście sobie w oczy dysząc za zmęczenia.
- Nie wolno zadzierać z oppą – rzekł uwodzicielsko.
- I co mi teraz zrobisz? – zapytałaś unosząc prawy kącik ust.
- A tego to ci już nie powiem, sama się przekonasz – miałaś cichą nadzieję, że cię pocałuje, ale zamiast tego wziął garść śniegu i roztarł na twojej skórze.
- Oppa …….. przestań – błagałaś zawiedziona.
- Oj już dobrze ty mój kociaku – powiedział słodko ścierając śnieg z twojej twarzy.- Wiesz, że ślicznie wyglądasz, kiedy się denerwujesz?- zapytał uśmiechając się do ciebie seksownie.
- Co? – rzuciłaś a twoja twarz znowu przybrała kolor dojrzałego pomidora.
- I jeszcze te czerwone rumieńce. Nie wiem czy to od zimna czy prze ze mnie, ale wyglądają naprawdę rozkosznie.
- Oppa nie zawstydzaj mnie – wypaliłaś uderzając go w klatkę piersiową.
-, Jaka słodka – chwycił cię za policzki szczerząc się do ciebie.
Szybkim ruchem przewróciłaś go tak, aby to on był pod tobą. Jego wyraz twarzy wskazywał jedynie na wzrastające zdziwienie.
- I kto tu się teraz rumieni Hyyymmm?
- No ….. ale…..
- Oj, oppa …. Mój nieporadny, oppa – powiedziałaś schodząc z niego.
Spędzony czas z Zico naprawdę poprawił ci humor. Nie myślałaś już o tej dziewczynie. Czułaś się dostrzeżona przez chłopaka. Kiedy odprowadził cię do pokoju złożył na twoim policzku delikatny pocałunek.
- Dobranoc – powiedział na odchodne mierzwiąc ci włosy.
- P….a – nawet tego nie mogłaś normalnie powiedzieć. Kiedy poczułaś jego usta na twojej skórze, nogi się pod tobą ugięły a do brzucha wleciało stado motyli.
Rano kiedy wyszłaś z pokoju nie zastałaś przed drzwiami chłopaka. Pomyślałaś sobie, że musi być ze swoją przyjaciółką na śniadaniu. Weszłaś do bufetu a twoim oczom ukazał się Zico machający w twoją stronę. Podeszłaś w jego kierunku z lekkim grymasem na tworzy siadając naprzeciwko niego.
- Hej ______ chciałbym przedstawić ci RaRę – przywitał cię pokazując małego pieska- To jest moja najlepsza przyjaciółka – skończył.
- Jaka słodka – powiedziałaś biorąc małą na ręce. Śmiałaś się sama z siebie. Nie mogłaś uwierzyć, że byłaś zazdrosna o tak małe i niewinne stworzenie.
- Mam dylemat – wypalił tajemniczo Zico.
- Jaki?
- Nie mogę się zdecydować, która z was jest bardziej urocza. – powiedział drapią się po głowie.
-Ej. Znowu to robisz –zlałaś się rumieńcem spoglądając na chłopaka.
- Chyba jednak ty, bo RaRa nie może mieć takich ślicznych rumieńców jak twoje.
Przez ostatnie dwa dni spędzonych w kurorcie poczułaś, że żyjesz. Zico codziennie przychodził z Rarą pod twoje drzwi i schodziliście razem na śniadanie a potem spędzaliście wspólnie czas. RaRa nie odstępowała cię ani na krok zupełnie jak Zico. Nie wiedziałaś, kim się bardziej zauroczyłaś, ale w ostateczności to Zico podbił twoje serce. Za każdym razem kiedy cię przytulił, dotknął a nawet wtedy, kiedy na ciebie spojrzał twoje serce miękło.
Ostatni dzień w kurorcie, a raczej kilka godzin, bo o 12: 00 miałaś pociąg do domu. Tak bardzo nie chciałaś go opuszczać a w szczególności nie chciałaś żegnać się z Zico. Pragnęłaś zostać przy nim już na zawsze.
- Hej ______- przywitał się z tobą obejmując cię w pasie.
- Cześć – rzuciłaś nie odwzajemniając uścisku.
- Co się stało? – zapytał łapiąc cię za ramiona.
- Za cztery godziny już mnie tu nie będzie – powiedziałaś smutno.
- Jak to? Przecież dzisiaj jest …….- próbował sobie przypomnieć.
- 31 grudnia – skończyłaś za niego.
- Ale ty nie możesz mnie zostawić – błagał przytulając cię.
- Ja też nie chcę jechać, ale…- odwzajemniłaś jego uścisk opierając głowę o jego ramię.
- Nie ma żadnego, „ale”. Zostajesz ze mną i koniec.
Widziałaś, że jemu też będzie się trudno pożegnać. Trzymał cię w objęciach parę minut głaszcząc cię po głowie. Czułaś jak jego dotyk koi twoje smutki.
-Jeśli naprawdę musisz jechać to chcę cię mieć tylko dla siebie. Nie podzielę się nawet z RaRą. Niech sobie nie myśli, że jesteś jej – zaśmiałaś się przytakując. Zjedliście razem śniadanie tak jak gdyby nigdy nic, ale w powietrzu było można wyczuć nutkę smutku. Po śniadaniu poszliście do pokoju a chłopak włączył film na DVD. Kiedy znalazłaś się za progiem RaRa od razu zaatakowała twoje nogi skacząc po nich. Wzięłaś ją na ręce, przytuliłaś do piersi i udałaś się za chłopakiem. Usiedliście na kanapie przed telewizorem i zaczęliście oglądać film. Po pewnym czasie Zico zgonił małą z twoich kolan mówiąc:
- RaRa złaź, teraz moja kolej na pieszczoty – powiedział kładąc głowę na twoich udach. – Proszę – spojrzał na ciebie proszącym wzrokiem.
Nie potrafiłaś mu się oprzeć. Chłopak ułożył się wygodniej a ty niepewnie włożyłaś palce w jego blond włosy bawiąc się nimi. Zico pod wpływem przyjemności zamruczał jak mały kocurek.
Kiedy film się skończył i ujrzałaś napisy końcowe uświadomiłaś sobie, że została ci niecała godzina do wyjazdu.
- Zico ja muszę się zbierać – powiedziałaś cicho.
- Jeszcze pięć minut mamo – mruczał zaspanym głosem.
Uważnie położyłaś jego głowę na poduszce i ucałowałaś go na pożegnanie „żegnaj mój piękny, pewnie już się nigdy nie zobaczymy” pomyślałaś wychodząc z pomieszczenia.
Pakowałaś swoje ubrania, kiedy nagle do twojego pokoju wbiegł zdenerwowany Zico krzycząc.:
- Jak mogłaś mnie zostawić?! Chciałaś wyjechać bez pożegnania?!
- Ja…nie…to znaczy Nie chciałam cię budzić – tłumaczyłaś się.
- A co jeśli bym się nie obudził? Pojechałabyś?
- Nie wiem – opuściłaś głowę. Ten podszedł do ciebie i objął z całych sił.
- Nie płacz. Kocie nie możesz płakać – pocieszał cię sam zalewając się łzami.
Szliście do recepcji trzymając się za ręce. Nie sądziłaś, że rozstania są takie trudne, a w szczególności, jeśli jest to osoba, którą się kocha.
- Dzień Dobry. O której rusza mój pociąg do Seulu ?
- Przepraszam, ale dzisiaj w nocy była zamieć i nie będzie żadnego transportu do Seulu przez najbliższe 24 godziny.
- Arasso, kamsahaminda – powiedziałaś spoglądając na zadowoloną twarz chłopaka.
Zico od razu pociągnął cię w stronę twojego pokoju mówiąc sam do siebie „Moja kicia zostaje, moja kicia zostaje, moja kicia zostaje” i tak w kółko do póki nie dotarliście do celu.
- To, co robimy? – zapytał siadając na kanapie.
- Wygląda na to, że i tak nigdzie się stąd nie ruszę, więc możesz coś wymyślić.
- Oke, a co powiesz na kalambury?
- Jesteś naprawdę dziecinny, ale oke.
Bawiliście się tak dość długo śmiejąc się z małych błahostek, cieszyliście się małymi rzeczami. Nigdy nie przypuszczałaś, że taka dziecinna zabawa może dawać tyle radochy. Później robiliście jeszcze dużo innych rzeczy świetnie się przy tym bawiąc.
- I pięć, cztery, trzy, dwa – odliczaliście kolejno sekundy do rozpoczęcia nowego roku. Staliście przed hotelem wpatrując się w gwiazdy. W ostatniej sekundzie odliczania Zico chwycił cię za podbródek i złączył wasze usta  w czułym pocałunku. Poczułaś miłe mrowienie w dolnych partiach ciała wywołane ciepłem buchającym od chłopaka, a na niebie strzelały różnokolorowe fajerwerki. Odsunął się od ciebie i powiedział na ucho.:
- Happy New year kocie – po czym ucałował płatek twojego ucha.
- Jesteś walnięty – powiedziałaś tuląc się do niego.
- Wiem oszalałem w momencie, w którym się w tobie zakochałem, wiesz? Saranghae _____ całym sobą.
- Ja ciebie też oppa, – po czym stanęłaś na palcach i złączyłaś wasze wargi w motylim pocałunku. Tkwiliście w uścisku a na niebie mieniły się miliardy gwiazd wraz z migoczącymi fajerwerkami ukazującym wiele barw.
Przez resztę nocy świetnie bawiliście się w swoim towarzystwie i planowaliście swoją dalszą przyszłość, która zapowiadała się bardzo dobrze…………………
                                                       
                                                           Koniec ^.^

                                                Twórca: Song Mi Chan. ^.< 




Liczę na komentarze . ^.^ 





2 komentarze:

  1. Pisanie idzie Ci coraz lepiej! Robisz mniej błędów i widać, że robisz postępy. Oby tak dalej! Pozdrawiam cieplutko.. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No więc, ten tego :')
    Po pierwsze, przepraszam, że dopiero teraz komentuję, tak jakby nie miałam czasu. Jestem taka megusta, przeczytałam pierwszy post i ostatni, i widać różnicę :), Tak jak pisze pani (lub pan, nie wiem) nade mną, robisz dużo mniej błędów, ja jak to ja wychwyciłam kilka literówek, ale da się przebaczyć :').
    A co do treści: no coż. Będzie mniej miło. Czyta się to bardzo przyjemnie, chociaż było trochę trudno wcielić się w główną bohaterkę ( Znając mnie, walnęłabym go w śnieg smiejąc się jak wariatka itp :') , nawiązując oczywiście do pierwszego spotkania). Wracając do głównej bohaterki: niby nie taka zła postać, ale... rzedstawiłaś tu otarty schemat, który popularnie lubi się nazywać panienką Mary Sue. Pewnie już o niej słyszałaś, maleńka, słodka, chorobliwie nieśmiała, rumieni się przy każdym słowie chłopaka... Kojarzysz? Nie czytałam reszty twoich tekstów, ale np., w pierwszym opowiadaniu też była bohaterka, którą spotyka się w co drugim fanfiku. Więcej oryginalności, postaraj się następnym razem skupić odrobinę bardziej na postaciach, które występują w twoich opowiadaniach, nadaj im charakter, coś, co będzie ich odróżniać od siebie. Daję ci minusika za Mary Sue, i liczę, że weźmiesz moją propozycję do serca i w następnym ficzku zauważę poprawę :). Co do Ziko, to cóż, do tej postaci się nie doczepię :). Wiadomo, bias, idealny xd. Ale nawet jeśli nie, to był bardzo miły, przyjemny, można powiedzieć, "cukierkowy". Zresztą jak całe opowiadanie :) widzę też poprawę, jeśli chodzi o treść: po pierwsze, znowu nawiązując do twojego pierwszego ff (wiem, doczepiłam się xd), daję głowę, że co najmniej 50 autorek spokojnie mogłoby zarzucić ci plagiat :'). Tu już odrobinę lepiej. Ale, żeby nie było, że sama krytyka, pochwalę twój styl pisania :). Ładnie potrafisz wszystko rozbudować, dokładnej opisać, nie to co ja, która raczej nie owija w bawełnę, i większość czytelników za mną nie nadąża :P. Więc jest też plusik, i co? Haha, nie jestem taka zła :'). Krytyka czasem się przyda, o ile jest uzasadniona :P
    No, a tak oceniając ficzka ogólnie...Hmm...czytałam dużo lepsze, ale czytałam też gorsze :P. Ten jest nienajgorszy, taki idealny wręcz, żeby sobie przeczytać dla odprężenia, jeśli wiesz o co mi chodzi :). Nie jest źle, ale może być lepiej. :Zawsze mogłoby być lepiej", taka moja dewiza :') Tak więc, kończąc mój długi wywód... Również pozdrawiam ciepluteńko, liczę, że niedługo pojawi się to shot godny zakochania :) wydaje mi się, że masz szansę :). Tylko pamiętaj: pisarz rozwija się przez całe życie :)

    http://kpopnajwspanialszezmarzen.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń