Hej, hejka chciałabym
przedstawić wam mój scenariusz, z którego nie jestem w pełni zadowolona, ale
nie mnie to oceniać. Napisałam go na wcześniejsze zamówienie mojej przyjaciółki
Oli, która biasuje tego oto pana. Jest to zwykła- niezwykła historia o
nieznajomym eskimosie. xD
Za wszelkie błędy przepraszam.
I hope you like it
Happy new year.
Zima była twoją ulubioną
porą roku. Lubiłaś wycieczki górskie i zwykłe zabawy w śniegu z grupką nowo zapoznanych ludzi. Byłaś duszą towarzystwa, więc zawsze znalazłaś sobie
małe grono znajomych, z którymi spędzałaś czas. Jak każdego roku miałaś zamiar
udać się w góry. Kochałaś je. Było to twoją tradycją. Zawsze tydzień przed
rozpoczęciem nowego roku miałaś zamiar udać się do górskiego kurortu, w którym
relaksowałaś się oddzielając swoje ciało i umysł od codzienności.
Droga dłużyła ci się niemiłosiernie. Nie mogłaś się doczekać, kiedy w końcu poczujesz to rześkie powietrze. Niestety ze środka pociągu nie mogłaś poczuć zmieniającego się
zapachu. Po wyjściu na przystanek od razu udałaś się do swojego drugiego
„domu”.
- Dzień Dobry – powiedziałaś
swoim melodyjnym głosem.
- Oooooooo _____ jak miło
cię znowu u nas widzieć – przywitała cię starsza kobieta.
- Kamsahaminda – ukłoniłaś
się, po czym podeszłaś do lady – poproszę ten sam pokój, co zawsze –
skończyłaś.
- Oczywiście. Zaraz ci przyniosę klucz –
odchrząknęła ciepło.
Przyjęłaś kluczyk od
ekspedientki i udałaś się do swojego pokoju. Gdy poczułaś ten znajomy zapach
drewna zaciągnęłaś się odrobinę, po czym rzuciłaś się na łóżko. Dojechanie do
tego miejsca nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy, ale czego się nie robi
dla własnych przyjemności? Leżałaś tak chwilę wypatrując jakiejkolwiek zmiany w
wystroju pomieszczenia, ale niczego nie znalazłaś. Niechętnie zwlekłaś się z
łóżka i zaczęłaś rozpakowywać swoje rzeczy. Zaledwie dwadzieścia minut później
miałaś już wszystko idealnie poukładane.
Po dwóch dniach czystego
lenistwa postanowiłaś w końcu wybrać się na wycieczkę. Zjadłaś śniadanie
rozkoszując się domową atmosferą panującą w tym miejscu. Właśnie to najbardziej
tam lubiłaś, tę miłość i ciepło buchające od wszystkich ludzi. Z uśmiechem
na twarzy oddałaś klucz ekspedientce i pożegnałaś się z nią wychodząc na świeże
powietrze. Kiedy poczułaś chłodny powiew wiatru na swojej skórze, przymknęłaś
oczy wdychając go trochę. Robiąc pierwsze kroki po puchatej pierzynce
okalającej ziemię do twoich uszu dostał się znajomy dźwięk gniecionego śniegu.
Z każdym krokiem czułaś się coraz bardziej orzeźwiona i spokojna. Spacerowałaś
tak górskimi ścieżkami wymijając się z dużą liczbą osób.
Szłaś powolnie po śliskim
podłożu, aby nie spotkać się z zimną i mokrą ziemią. Pomimo twoich starań
przechyliłaś się do tyłu plącząc się o własne nogi. Przymknęłaś powieki godząc
się z faktem, iż obijesz sobie tyłek. Jednak, kiedy leżałaś na czymś, a raczej na kimś uświadomiłaś sobie, że wcale nie jest zimno, a wręcz przeciwnie. Ciepło
buchało z każdej części ciała ogrzewając twoje zmarznięte ciało. Niespiesznie
otworzyłaś oczy sprawdzając, kto jest twoim wybawcom. Ku twojemu zdziwieniu był
to jakiś Eskimos w grubej kurtce z ogromnym kapturem zarzuconym na głowę.
Wystraszyłaś się odrobinę. Zmieszana pospiesznie wstałaś z kolana mężczyzny i
stanęłaś przed nim. Ten nie był ci dłużny i również się wyprostował dorównując
ci wzrostem. Nie wiedziałaś, co masz zrobić, więc nerwowo szukałaś punktu
zaczepienia, którym okazały się twoje buty. Chłopak widząc twoje zmieszanie
ściągnął kaptur ukazując swoją twarz. Niepewnie podniosłaś na niego wzrok
rozumiejąc zarazem, że nie jest Eskimosem, lecz zwykłym chłopakiem.
Uśmiechnęłaś się do nieznajomego mówiąc.:
- Hej jestem ______ -
powiedziałaś wyciągając rękę w jego kierunku.
- Woo Ji Ho miło mi, ale
mów na mnie Zico – odwzajemnił uśmiech podając ci dłoń.
- Komawo….za tamto –
jąkałaś się. Nie wiedziałaś, co się z tobą działo. Zawsze z łatwością
przychodziła ci rozmowa z drugą osobą, ale wtedy miałaś wrażenie, że jak
powiesz coś głupiego to będziesz tego później żałować.
- Nie ma, za co
–odpowiedział równie miło spoglądając na ciebie – Może chciałabyś się przejść?
– zaproponował.
- Z chęcią – pisnęłaś
zadowolona. Kiedy usłyszałaś jego propozycję bardzo się ucieszyłaś, ponieważ
gdzieś tam w środku czułaś, że nie chcesz się z nim rozstawać.
Szliście dłuższą chwilę nie
odzywając się do siebie. Spoglądałaś na jego delikatnie zarysowaną szczękę i blond
grzywkę, która odrobinę mu oklapnęła pod wpływem ciężaru grubego kaptura. Mimo
tego i tak wyglądał zniewalająco. Nie mogłaś oderwać od niego oczy, wydawał cię
się tak strasznie fascynujący, aż chciałaś poznać go bliżej. W pewnym momencie odwrócił głowę w twoją stronę krzyżując wasze spojrzenia. Nie uciekłaś przed
tym. Próbowałaś odczytać z jego oczu wszystkie możliwe emocje, które wtedy
odczuwał. Chwilę później opuścił głowę śmiejąc się pod nosem.
-, Co cię tak bawi? –
zapytałaś poważnie.
- Ty, jesteś naprawdę
urocza. Nie sądziłem, że jestem na tyle przystojny, aby ciągle się we mnie
wpatrywać.- odpowiedział spoglądając na ciebie.
- Mianhe – przeprosiłaś
zlewając się bordowym rumieńcem.
- Aish. Przestań być taka
słodka, bo jak nie to cukrzycy dostanę – zagroził żartobliwie.
- Ne, arasso – chrząknęłaś
ledwo słyszalnie.
- Nie sądzisz, że
powinniśmy już wracać? – powiedział wyrywając cię, z rozmyśleń.
- Dobrze – powiedziałaś z
nutką zawodu w głosie, którą wyczuł.
- Nie przejmuj się.
Spotkamy się jeszcze. Jestem tu do końca tygodnia.
- Chincha? Ja też –
rzuciłaś uśmiechając się.
- To, co powiesz, żebyśmy
spotkali się jutro w hotelu „Górskie szlaki”?
- Mieszkasz tam? –
zapytałaś z nadzieją, ponieważ był to ten sam hotel, co twój.
- Ne, dlaczego pytasz?
-, Bo ja mam tam pokój –
powiedziałaś zadowolona.
- To chodźmy razem –
wyćwierkał przeskakując z nogi na nogę.
- Oke – zgodziłaś się a ten
chwycił cię za rękę i poszliście w stronę hotelu. W momencie, kiedy jego dłoń
dotknęła twojej wzdrygnęłaś się, co również spostrzegł posyłając ci ciepłe
spojrzenie.
- To tak, żeby było nam
cieplej – powiedział wskazując na wasze złączone dłonie.
Droga powrotna okazała się
naprawdę przyjemna. Przez cały czas rozmawialiście ze sobą dowiadując się z
każdym pytaniem czegoś nowego. Wpatrywałaś się w niego i chłonęłaś każde
wymawiane słowo, tak jakby miało być ostatnim jakie usłyszysz z jego ust. Na
szczęście nie było to jednostronna fascynacja. Zico również pragnął dowiedzieć
się o tobie więcej i gdyby nie to, że dotarliście do celu to rozmowa nie
miałaby końca. Weszliście do środka nadal trzymając się za ręce.
- Dzień dobry. Proszę o mój
klucz – powiedział do ekspedientki.
- I mój przy okazji też –
dopowiedziałaś.
- To państwo nie mają razem
pokoju? – zapytała młoda kobieta patrząc się znacząco na wasze nadal złączone
ręce.
- Ani!! – zaprzeczyliście
jednocześnie puszczając się a kobieta pokiwała tylko głową i podała wam klucze.
-, Który masz pokój? –
zapytał cię chłopak.
- Ja? MMmmmyyy ósmy a ty?
- Ja mam na ostatnim
piętrze.
- Szkoda- opuściłaś głowę
bawiąc się kluczami.
-, Ale nie smuć się,
odprowadzę cię do pokoju bo się znowu wywalisz – zażartował pokazując ci rządek
białych zębów.
- Ej! Nie jestem aż taka
niezdarna – posłałaś mu lekkiego kuksańca w bok. On jedynie się zaśmiał i ruszył
w stronę twojego pokoju. Prędko go dogoniłaś i szliście ramię w ramię. Kiedy
staliście już przed drzwiami pokoju, zapadła między wami niezręczna cisza.
- To do zobaczenia jutro
_____ - powiedział odrobinę zdezorientowany.
- Komawo za dzisiaj – rzekłaś,
po czym stanęłaś na palcach i pocałowałaś go w policzek. Zico nie zdążył nawet
nic powiedzieć, bo zanim zorientował się, co się stało, ty weszłaś już do
środka. Zostawiłaś go na korytarzu trzymającego się dłonią za policzek.
Po chwili przygryzł dolną wargę i pomyślał „Chyba naprawdę dostanę przez nią cukrzycy”,
po czym udał się do swojego pokoju.
Leżałaś przekręcając się z
boku na bok nie wiedząc, co masz ze sobą zrobić. Ciągle rozmyślałaś, co by było
gdybyś nie poznała Zico. Pewnie czułabyś pewnego rodzaju brak coś rodzaju
niewypełnionego miejsca w scenariuszu życia. Szczerze polubiłaś chłopaka i
miałaś nadzieję, że spotkacie się kolejny raz znów przyjemnie spędzając ze sobą
czas. W głowie widniał ci tylko jeden obraz a dokładniej uśmiech nowo poznanego,
który zauroczył cię od samego początku. Dopiero wtedy zrozumiałaś, dlaczego nie
potrafiłaś sklecić ani jednego normalnego zdania. Zauroczyłaś się. Wierzgałaś
nogami po łóżku nie mogąc uwierzyć w to, co się wydarzyło. Czułaś jak twoje
serce przyspiesza na samą myśl o chłopaku.
Obudziłaś się o 10: 00
rano. Lubiłaś sobie trochę pospać, a już w szczególności po tym, co wydarzyło
się poprzedniego dnia. Kiedy tylko otworzyłaś oczy uszczypnęłaś się, aby
sprawdzić czy to wszystko nie było tylko cudownym snem. Na szczęście poczułaś
lekki ból i kamień spadł ci z serca. Poszłaś do łazienki, wzięłaś szybki
prysznic i jak na skrzydłach wyszłaś z pokoju, aby udać się do bufetu. Ku
twojemu zdziwieniu przed drzwiami stał nie, kto inny jak Zico.
- I jak się spało? –
zapytał machając ci na przywitanie przed twarzą.
- Ach, hej, Dobrze a tobie?-
odpowiedziałaś zamykając drzwi.
- Mmmmyy chyba też. Idziemy
na śniadanie? Jestem strasznie głodny- przytaknęłaś na jego propozycję
kiwnięcie głowy, po czym udaliście się na miejsce. Siedzieliście w bufecie
czekając aż jedzenie, choć trochę wam ostygnie.
- Wiesz, co? Jutro
przedstawię ci moją przyjaciółkę – powiedział próbując przełknąć gorący ryż.
Pomimo tego, że skończył mówić zanim włożył ryż do buzi to i tak nie do końca
zrozumiałaś to, co on powiedział. Przyjaciółkę? Dziewczynę? Ale jak to?
Przecież to ty byłaś jego koleżanką i sądziłaś, że jeszcze jedna dziewczyna nie
jest wam wcale potrzebna.
- Jak ma na imię? –
próbowałaś przełknąć niesmak spowodowany informacją Zico.
- RaRa, bardzo ją kocham.
Ona zawsze była ze mną, kiedy miałem ciężkie chwile i potrafi dobrze wysłuchać.
Jest naprawdę taka zgrabna, pełna wdzięku a jej włosy są miękkie jak aksamit.
Na pewno ją polubisz – skończył biorąc kolejny kęs jedzenia do ust.
- Tak…….. na pewno –
chrząknęłaś cicho.
- To gdzie chciałabyś się
dzisiaj wybrać? – zapytał nie zważając na to co powiedziałaś wcześniej.
- Sama nie wiem. Jak chcesz
to możesz coś wybrać – powiedziałaś obojętnie dalej błądząc w myślach. Chciałaś
wiedzieć, co ta dziewczyna ma w sobie, że Zico mówił o niej z taką pasją. Byłaś
o nią zazdrosna, ale nie miałaś zamiaru pokazywać tego przy chłopaku.
- A co powiesz na sanki?
Wiem, że to dziecinne, ale bardzo chciałbym tego spróbować – powiedział
rumieniąc się.
- Jeszcze nigdy tego nie
próbowałeś?- zapytałaś zdziwiona.
- Trochę głupio się przyznać,
ale nie. Jakoś nigdy nie miałem okazji.
- To wielki czas.
Zobaczysz, pokaże ci najlepsze miejsca na zjazdy.
- Trzymam cię za słowo –
powiedział przełykając jedzenie.
Od razu po śniadaniu
udaliście się na najwyższy stok, jaki tam znałaś. Zatarłaś ręce z podniecenia i
spojrzałaś na twarz Zico. Nie wydawał się szczególnie zadowolony, kiedy
spojrzał na dół.
- Jedziemy?- zapytałaś.
- Eeeeee, że ja mam stąd
zjechać?- zapytał otwierając usta.
- Tak, chyba, że się boisz.
Hyyym?
- Ani, tak tylko się pytam-
powiedział kryjąc strach w głosie.
- W takim razie zjedź
pierwszy – uśmiechnęłaś się do niego dodając mu otuchy.
- Oke – stęknął niepewnie.
Siedział na sankach chcąc
się odepchnąć, ale w ostatniej chwili odwrócił się patrząc na ciebie szczenięcym
spojrzeniem.
- _____ zjedziesz ze mną? –
powiedział błagalnym tonem.
- Jasne – ucieszyłaś się i
usiadłaś przed nim. Niespodziewanie chwycił cię w pasie. Wzdrygnęłaś się
odrobinę, ale nic mu nie powiedziałaś.
- Gotowy? – zapytałaś z
zamiarem zjazdu.
- Chyba tak – przytaknął
niepewnie.
- Oke, to trzymaj się.
Odepchnęłaś się nogami
początkując szybki zjazd. Kiedy poczułaś zaciskający się uścisk na twojej tali
lekko się uśmiechnęłaś. Zjeżdżaliście już dłuższą chwilę śmiejąc się w niebo głosy. Czułaś jak zimne powietrze owiewa twoją delikatną twarz mrożąc
twoje policzki. Chłopak po chwili krzyczał już razem z tobą uzupełniając wasze
wzajemne szczęście. Gdy sanki się zatrzymały oboje opadliście na śnieg leżąc na
sobie. Zico orientując się, iż przywiera do ciebie swoim ciałem zarumienił się,
po czym pomógł ci wstać.
- Podobało ci się?-
zapytałaś przerywając niezręczną ciszę.
- Tak, nie spodziewałem
się, że to może być takie przyjemne.
- Widzisz, a ty się bałeś.
- Wcale nie!! – zaprzeczył
– nie chciałem cię po prostu zostawiać tam samej- powiedział ratując swoją
męską dumę.
- Powiedzmy, że ci wierzę –
oznajmiłaś spoglądając na niego.
Cały dzień spędziliście na
przeróżnych zabawach w śniegu. Robiliście aniołki trzymając się za ręce,
lepiliście bałwana, z którym zrobiliście sobie zdjęcie. A najfajniejszą rzeczą,
która miała miejsce to, rzucanie się śnieżkami. Uciekaliście przed sobą
unikając ciosów śnieżną kulką. W pewnym momencie straciłaś Zico z pola
widzenia. Nagle za twoimi plecami usłyszałaś zabawny krzyk chłopka coś w
rodzaju „Aaaaaaa zaraz cię zjem”. Niespodziewanie objął cię od tyłu
chowając swoją twarz w zagłębieniu twojej szyi.
- Berek – wtarłaś mu
śnieżkę w twarz uwalniając się przy tym z jego uścisku.
- Aish, ty mała!- krzyknął
zaczynając cię gonić.
Ganialiście się tak do
momentu, w którym się nie wywaliłaś.
- Teraz cię mam -
powiedział siadając na tobie okrakiem. Spoglądaliście sobie w oczy dysząc za
zmęczenia.
- Nie wolno zadzierać z
oppą – rzekł uwodzicielsko.
- I co mi teraz zrobisz? –
zapytałaś unosząc prawy kącik ust.
- A tego to ci już nie
powiem, sama się przekonasz – miałaś cichą nadzieję, że cię pocałuje, ale
zamiast tego wziął garść śniegu i roztarł na twojej skórze.
- Oppa …….. przestań –
błagałaś zawiedziona.
- Oj już dobrze ty mój
kociaku – powiedział słodko ścierając śnieg z twojej twarzy.- Wiesz, że
ślicznie wyglądasz, kiedy się denerwujesz?- zapytał uśmiechając się do ciebie
seksownie.
- Co? – rzuciłaś a twoja
twarz znowu przybrała kolor dojrzałego pomidora.
- I jeszcze te czerwone
rumieńce. Nie wiem czy to od zimna czy prze ze mnie, ale wyglądają naprawdę
rozkosznie.
- Oppa nie zawstydzaj mnie
– wypaliłaś uderzając go w klatkę piersiową.
-, Jaka słodka – chwycił
cię za policzki szczerząc się do ciebie.
Szybkim ruchem przewróciłaś
go tak, aby to on był pod tobą. Jego wyraz twarzy wskazywał jedynie na
wzrastające zdziwienie.
- I kto tu się teraz rumieni
Hyyymmm?
- No ….. ale…..
- Oj, oppa …. Mój
nieporadny, oppa – powiedziałaś schodząc z niego.
Spędzony czas z Zico
naprawdę poprawił ci humor. Nie myślałaś już o tej dziewczynie. Czułaś się
dostrzeżona przez chłopaka. Kiedy odprowadził cię do pokoju złożył na twoim
policzku delikatny pocałunek.
- Dobranoc – powiedział na odchodne mierzwiąc ci włosy.
- P….a – nawet tego nie
mogłaś normalnie powiedzieć. Kiedy poczułaś jego usta na twojej skórze, nogi
się pod tobą ugięły a do brzucha wleciało stado motyli.
Rano kiedy wyszłaś z pokoju
nie zastałaś przed drzwiami chłopaka. Pomyślałaś sobie, że musi być ze swoją
przyjaciółką na śniadaniu. Weszłaś do bufetu a twoim oczom ukazał się Zico
machający w twoją stronę. Podeszłaś w jego kierunku z lekkim grymasem na tworzy
siadając naprzeciwko niego.
- Hej ______ chciałbym
przedstawić ci RaRę – przywitał cię pokazując małego pieska- To jest moja
najlepsza przyjaciółka – skończył.
- Jaka słodka –
powiedziałaś biorąc małą na ręce. Śmiałaś się sama z siebie. Nie mogłaś
uwierzyć, że byłaś zazdrosna o tak małe i niewinne stworzenie.
- Mam dylemat – wypalił
tajemniczo Zico.
- Jaki?
- Nie mogę się zdecydować,
która z was jest bardziej urocza. – powiedział drapią się po głowie.
-Ej. Znowu to robisz
–zlałaś się rumieńcem spoglądając na chłopaka.
- Chyba jednak ty, bo RaRa
nie może mieć takich ślicznych rumieńców jak twoje.
Przez ostatnie dwa dni
spędzonych w kurorcie poczułaś, że żyjesz. Zico codziennie przychodził z Rarą
pod twoje drzwi i schodziliście razem na śniadanie a potem spędzaliście
wspólnie czas. RaRa nie odstępowała cię ani na krok zupełnie jak Zico. Nie
wiedziałaś, kim się bardziej zauroczyłaś, ale w ostateczności to Zico podbił
twoje serce. Za każdym razem kiedy cię przytulił, dotknął a nawet wtedy, kiedy
na ciebie spojrzał twoje serce miękło.
Ostatni dzień w kurorcie, a
raczej kilka godzin, bo o 12: 00 miałaś pociąg do domu. Tak bardzo nie chciałaś
go opuszczać a w szczególności nie chciałaś żegnać się z Zico. Pragnęłaś zostać
przy nim już na zawsze.
- Hej ______- przywitał się
z tobą obejmując cię w pasie.
- Cześć – rzuciłaś nie
odwzajemniając uścisku.
- Co się stało? – zapytał
łapiąc cię za ramiona.
- Za cztery godziny już
mnie tu nie będzie – powiedziałaś smutno.
- Jak to? Przecież dzisiaj
jest …….- próbował sobie przypomnieć.
- 31 grudnia – skończyłaś
za niego.
- Ale ty nie możesz mnie
zostawić – błagał przytulając cię.
- Ja też nie chcę jechać,
ale…- odwzajemniłaś jego uścisk opierając głowę o jego ramię.
- Nie ma żadnego, „ale”.
Zostajesz ze mną i koniec.
Widziałaś, że jemu też
będzie się trudno pożegnać. Trzymał cię w objęciach parę minut głaszcząc cię po
głowie. Czułaś jak jego dotyk koi twoje smutki.
-Jeśli naprawdę musisz
jechać to chcę cię mieć tylko dla siebie. Nie podzielę się nawet z RaRą. Niech
sobie nie myśli, że jesteś jej – zaśmiałaś się przytakując.
Zjedliście razem śniadanie tak jak gdyby nigdy nic, ale w powietrzu było można
wyczuć nutkę smutku. Po śniadaniu poszliście do pokoju a chłopak włączył film
na DVD. Kiedy znalazłaś się za progiem RaRa od razu zaatakowała twoje nogi
skacząc po nich. Wzięłaś ją na ręce, przytuliłaś do piersi i udałaś się za
chłopakiem. Usiedliście na kanapie przed telewizorem i zaczęliście oglądać
film. Po pewnym czasie Zico zgonił małą z twoich kolan mówiąc:
- RaRa złaź, teraz moja
kolej na pieszczoty – powiedział kładąc głowę na twoich udach. – Proszę –
spojrzał na ciebie proszącym wzrokiem.
Nie potrafiłaś mu się
oprzeć. Chłopak ułożył się wygodniej a ty niepewnie włożyłaś palce w jego blond
włosy bawiąc się nimi. Zico pod wpływem przyjemności zamruczał jak mały kocurek.
Kiedy film się skończył i
ujrzałaś napisy końcowe uświadomiłaś sobie, że została ci niecała godzina do wyjazdu.
- Zico ja muszę się zbierać
– powiedziałaś cicho.
- Jeszcze pięć minut mamo –
mruczał zaspanym głosem.
Uważnie położyłaś jego
głowę na poduszce i ucałowałaś go na pożegnanie „żegnaj mój piękny, pewnie już się nigdy nie zobaczymy” pomyślałaś
wychodząc z pomieszczenia.
Pakowałaś swoje ubrania,
kiedy nagle do twojego pokoju wbiegł zdenerwowany Zico krzycząc.:
- Jak mogłaś mnie
zostawić?! Chciałaś wyjechać bez pożegnania?!
- Ja…nie…to znaczy
Nie chciałam cię budzić – tłumaczyłaś się.
- A co jeśli bym się nie
obudził? Pojechałabyś?
- Nie wiem – opuściłaś
głowę. Ten podszedł do ciebie i objął z całych sił.
- Nie płacz. Kocie nie
możesz płakać – pocieszał cię sam zalewając się łzami.
Szliście do recepcji
trzymając się za ręce. Nie sądziłaś, że rozstania są takie trudne, a w
szczególności, jeśli jest to osoba, którą się kocha.
- Dzień Dobry. O której
rusza mój pociąg do Seulu ?
- Przepraszam, ale dzisiaj
w nocy była zamieć i nie będzie żadnego transportu do Seulu przez najbliższe 24
godziny.
- Arasso, kamsahaminda –
powiedziałaś spoglądając na zadowoloną twarz chłopaka.
Zico od razu pociągnął cię
w stronę twojego pokoju mówiąc sam do siebie „Moja kicia zostaje, moja kicia
zostaje, moja kicia zostaje” i tak w kółko do póki nie dotarliście do celu.
- To, co robimy? – zapytał
siadając na kanapie.
- Wygląda na to, że i tak
nigdzie się stąd nie ruszę, więc możesz coś wymyślić.
- Oke, a co powiesz na
kalambury?
- Jesteś naprawdę
dziecinny, ale oke.
Bawiliście się tak dość
długo śmiejąc się z małych błahostek, cieszyliście się małymi rzeczami. Nigdy
nie przypuszczałaś, że taka dziecinna zabawa może dawać tyle radochy. Później
robiliście jeszcze dużo innych rzeczy świetnie się przy tym bawiąc.
- I pięć, cztery, trzy, dwa
– odliczaliście kolejno sekundy do rozpoczęcia nowego roku. Staliście przed
hotelem wpatrując się w gwiazdy. W ostatniej sekundzie odliczania Zico chwycił
cię za podbródek i złączył wasze usta w
czułym pocałunku. Poczułaś miłe mrowienie w dolnych partiach ciała wywołane
ciepłem buchającym od chłopaka, a na niebie strzelały różnokolorowe fajerwerki.
Odsunął się od ciebie i powiedział na ucho.:
- Happy New year kocie –
po czym ucałował płatek twojego ucha.
- Jesteś walnięty –
powiedziałaś tuląc się do niego.
- Wiem oszalałem w
momencie, w którym się w tobie zakochałem, wiesz? Saranghae _____ całym sobą.
- Ja ciebie też oppa, – po
czym stanęłaś na palcach i złączyłaś wasze wargi w motylim pocałunku.
Tkwiliście w uścisku a na niebie mieniły się miliardy gwiazd wraz z migoczącymi
fajerwerkami ukazującym wiele barw.
Przez resztę nocy świetnie
bawiliście się w swoim towarzystwie i planowaliście swoją dalszą przyszłość,
która zapowiadała się bardzo dobrze…………………
Koniec ^.^
Twórca: Song
Mi Chan. ^.<
Liczę na komentarze . ^.^
Pisanie idzie Ci coraz lepiej! Robisz mniej błędów i widać, że robisz postępy. Oby tak dalej! Pozdrawiam cieplutko.. :)
OdpowiedzUsuńNo więc, ten tego :')
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, przepraszam, że dopiero teraz komentuję, tak jakby nie miałam czasu. Jestem taka megusta, przeczytałam pierwszy post i ostatni, i widać różnicę :), Tak jak pisze pani (lub pan, nie wiem) nade mną, robisz dużo mniej błędów, ja jak to ja wychwyciłam kilka literówek, ale da się przebaczyć :').
A co do treści: no coż. Będzie mniej miło. Czyta się to bardzo przyjemnie, chociaż było trochę trudno wcielić się w główną bohaterkę ( Znając mnie, walnęłabym go w śnieg smiejąc się jak wariatka itp :') , nawiązując oczywiście do pierwszego spotkania). Wracając do głównej bohaterki: niby nie taka zła postać, ale... rzedstawiłaś tu otarty schemat, który popularnie lubi się nazywać panienką Mary Sue. Pewnie już o niej słyszałaś, maleńka, słodka, chorobliwie nieśmiała, rumieni się przy każdym słowie chłopaka... Kojarzysz? Nie czytałam reszty twoich tekstów, ale np., w pierwszym opowiadaniu też była bohaterka, którą spotyka się w co drugim fanfiku. Więcej oryginalności, postaraj się następnym razem skupić odrobinę bardziej na postaciach, które występują w twoich opowiadaniach, nadaj im charakter, coś, co będzie ich odróżniać od siebie. Daję ci minusika za Mary Sue, i liczę, że weźmiesz moją propozycję do serca i w następnym ficzku zauważę poprawę :). Co do Ziko, to cóż, do tej postaci się nie doczepię :). Wiadomo, bias, idealny xd. Ale nawet jeśli nie, to był bardzo miły, przyjemny, można powiedzieć, "cukierkowy". Zresztą jak całe opowiadanie :) widzę też poprawę, jeśli chodzi o treść: po pierwsze, znowu nawiązując do twojego pierwszego ff (wiem, doczepiłam się xd), daję głowę, że co najmniej 50 autorek spokojnie mogłoby zarzucić ci plagiat :'). Tu już odrobinę lepiej. Ale, żeby nie było, że sama krytyka, pochwalę twój styl pisania :). Ładnie potrafisz wszystko rozbudować, dokładnej opisać, nie to co ja, która raczej nie owija w bawełnę, i większość czytelników za mną nie nadąża :P. Więc jest też plusik, i co? Haha, nie jestem taka zła :'). Krytyka czasem się przyda, o ile jest uzasadniona :P
No, a tak oceniając ficzka ogólnie...Hmm...czytałam dużo lepsze, ale czytałam też gorsze :P. Ten jest nienajgorszy, taki idealny wręcz, żeby sobie przeczytać dla odprężenia, jeśli wiesz o co mi chodzi :). Nie jest źle, ale może być lepiej. :Zawsze mogłoby być lepiej", taka moja dewiza :') Tak więc, kończąc mój długi wywód... Również pozdrawiam ciepluteńko, liczę, że niedługo pojawi się to shot godny zakochania :) wydaje mi się, że masz szansę :). Tylko pamiętaj: pisarz rozwija się przez całe życie :)
http://kpopnajwspanialszezmarzen.blogspot.com/